sábado, 17 de diciembre de 2011

Polski ksiądz i narodziny miasta





Powierzchnia Patagonii jest porównywalna z połową powierzchni Europy. Na jej środku, tuż przy Atlantyku, znajdujemy jej największe miasto: Comodoro Rivadavia. Zostało założone w 1901 roku, jako miasto portowe; jednak szybko zdano sobie sprawę, że nigdzie wokół nie było wody. Mieszkańcy znajdowali się na środku ogromnej pustyni.

W roku 1906, z Buenos Aires została wysłana maszyna wiertnicza, wraz z grupą inżynierów mających za zadanie odnalezienie wody. Początkowo podjęli prace w środku wioski (liczącej pięćdziesiąt osób), gdzie dotarli do granicy głębokości zaleconej przez producenta. Niestety zniszczyli część mechanizmu, która musiała zostać zastąpiona nową. Później, po wielu miesiącach pracy, stało się jasne, że trzeba szukać w innym miejscu. Rezultat był jednak ten sam: nic.

Gdy już stracili nadzieję, spotkali księdza, który przejeżdżał przez wieś. Był to ojciec Dąbrowski, duchowny salezjański, który głosił Słowo Boże w dzikiej Patagonii. Zaprosili go na wieczerzę i spędził u nich noc. Następnego ranka, po wysłuchaniu historii zrozpaczonych wiertników, wpadł na pewien pomysł. Chciał zostawić coś mieszkańcom: postanowił pobłogosławić maszyny. Pracownicy przyjęli pomysł z wielkim ożywieniem. Musimy zrozumieć, że znajdowali się  2000 kilometrów od stolicy, w niegościnnym miejscu, co oznaczało tygodnie jazdy konnej. Z tej przyczyny pomysł ten został zrozumiany jako znak.

Ojciec Dąbrowski kontynuował swoją wędrówkę ku północy (wróci tu lata później, gdy miejsce to będzie zupełnie odmienione), a mężczyźni nadal wykonywali swoją syzyfową pracę, by ożywić martwą ziemię.
W grudniu 1907 roku, gdy inżynierowie sprowadzili maszyny najgłębiej jak mogli, dalej na niż pozwalały im na to ich nadzieje, usłyszeli osobliwy dźwięk. Stalowe wiertło natrafiło na coś dziwnego. Pracujący od wielu miesięcy bezowocnie ludzie zobaczyli strumień czarnej cieczy wytryskujący z wielką siłą. Nie rozumieli co się działo. Ciecz, która wypłynęła z tego miejsca była czarna -  inna niż się spodziewali. Znaleźli ropę naftową.

Nagle wszystko w kraju się zmieniło. Zaczęto tworzyć nowe prawa by móc rozporządzać tą strategiczną cieczą. Wielu ludzi z kraju i z Europy przyjeżdżało do Comodoro, by być częścią przemysłu naftowowego. Bardzo szybko liczba mieszkańców wzrosła z piedziesięciu osób, do stu a w późniejszym czasie nawet do kilkuset tysięcy. Wszyscy byli dziećmi tego nowego wynalazku.
Dziś dzieci z miasta poznają w szkole historię studni N2 i polskiego księdza, który ją pobłogosławił i nikt nie uważa tego za zbieg okoliczności.

W czasie wojen targających Europą, wiele osób przepływało Atlantyk w poszukiwaniu spokoju. Trzy główne państwa stanowiące ich cel to Stany Zjednoczone, Brazylia i Argentyna.

Na przestrzeni lat wzrosła ludność regionu, a wśród mieszkańców Comodoro znaleźli się oczywiście Polacy. I to właśnie oni byli jednymi z najbardziej aktywnych. Jedną z najważniejszych alei tego miasta jest Aleja Polska – to i inne rzeczy sprawiają, że miano Polski jest  stale obecne w życiu codziennym Comodoro.
A co w sprawie ojca Dąbrowskiego? Wrócił pewnego dnia by założyć Barrio Saavedra. Dzielnicę, moim zdaniem, najpiękniejszą,  pełną terenów zielonych i obszarów rekreacyjnych. Człowiek, który tchnął w to miasto życie, budował je dalej przez lata - u stóp góry, nad brzegiem oceanu. 




omar miguel soto
tłum. K.Żymańczyk


No hay comentarios: