miércoles, 4 de enero de 2012

Święty Mikołaj latarników


W latach dwudziestych, pilot William Wincapaw, był już weteranem lotnictwa. Latał wieloma klasami samolotów, włącznie z hydroplanami, w północnej części Stanów Zjednoczonych.
Wielokrotnie był zmuszony latać w najgorszych warunkach y nierzadko wracał do domu tylko dzięki bezcennemu przewodnictwu latarni i oczywiście, dzięki osobom, które się nimi zajmowały, dniem i nocą, o każdej porze roku.
Kapitan Wincapaw, wiele razy lądował, by poznać ich i porozmawiać z nimi. Czuł się ogromnie wdzięczny za pracę tych mężczyzn i kobiet, którzy pozostawali tak odseparowani od wszystkich, by stać na straży bezpieczeństwa pilotów z północy. Przez to, pewnego dnia, w grudniu 1929 roku, postanowił coś dla nich zrobić.

25 grudnia załadował swój samolot wieloma paczkami, które zawierały dzienniki, czasopisma, cukierki i czekolady. Przedmioty życia codziennego dla mieszkańców miasta, jednak bezcenny luksus dla mieszkańców latarni z początku dwudziestego wieku. Ruszył więc w ich stronę i rzucał prezenty w powietrze, jeden za drugim. Nocą wrócił do domu, nie wiedząc jak ten gest mógł zostać przyjęty.
Parę dni później dowiedział się, że rodziny latarników były bardzo szczęśliwe. Nie tyle przez prezenty same w sobie, ale przez to, że ktoś o nich pamiętał w tym wyjątkowym dniu. Kapitan Wincapaw obiecał sobie, że za rok zrobi to ponownie. Tak zaczął rozszerzać swoją działalność na inne stany i kilka lat później przyłączył się do niego jego syn Bill. W latach trzydziestych odwiedzali już wszystkie 91 latarni z całego wybrzeża.
W roku 1939, kapitan Wincapaw wyruszył do Boliwii i pracował tam przez cały rok. Z tego powodu, jego syn Bill w świąteczne loty zaangażował jednego ze swoich nauczycieli. W następnych latach młody Wincapaw pozyskał pomocników i większy samolot. Ponadto, dołączyła także żona nauczyciela, Anna-Myrle. Po przerwie związanej z Drugą Wojną Światową, kontynuowali swoją tradycję. Tym razem, poza samolotami, używali też helikopterów - urządzeń o wiele bardziej stosownych do takiego celu. W czerwcu 1947, kapitan Wincapaw, w wieku 62 lat, zginął w wypadku lotniczym. W jego pogrzebie uczestniczyli zarówno jego syn i żona, jak i latarnicy z rodzinami. Nauczyciel Billa, Edward Snow, zajął miejsce kapitana i kontynuował jego misje pod koniec każdego roku. Następne lata, on i jego żona objęli swoją działalnością aż 176 latarni, włączając, od 1953 roku, zachodnie wybrzeże. W roku 1981, Snow nie cieszył się dobrym zdrowiem, ale Muzeum Przyrządów Ratowniczych w Hull zaoferowało jemu i jego żonie pomoc. W roku 1982 Snow umarł, zostawiając więcej niż 90 napisanych przez siebie książek. Był także nauczycielem, historykiem, fotografem, łowcą nagród, weteranem wojennym i Świętym Mikołajem.

Od czasu, gdy zaangażowano do pomocy muzeum, nowy pilot, George Morgan, realizował tę działalność z pomocą córki Snow’a. Od połowy lat osiemdziesiątych, utworzono muzeum „Latającego Świętego Mikołaja”. Na początku lat dziewięćdziesiątych, automatyzacja ograniczyła ich aktywność, ponieważ nowe latarnie nie potrzebowały ludzi, by funkcjonować. W ostatnich latach nowi Mikołaje spotykali się z dziećmi latarników i ludźmi z okolicznych wiosek. W październiku 2006 roku, “Przyjaciele Latającego Świętego Mikołaja” umieścili tablicę upamiętniającą kapitana Wincapawa w Muzeum Latarni w Rockland. Był przy tym obecny jego wnuk, Wiliam Wincapaw Trzeci.
Jeszcze dziś, w roku 2011, helikoptery “Flying Santa” wciąż pomagają nielicznym latarniom, które pozostały rozproszone na północy Stanów Zjednoczonych. Dzieci z tych miejsc, wciąż czekają, każdej gwiazdki, na helikopter i prezenty.
Z pewnością kapitan Wincapaw jest czujny, w jakimś miejscu we wszechświecie i dba o swoich dzielnych pilotów.
tłum. K.Żymańczyk